Tekst i muzyka: Jerzy
Mercik
O DZIEWCZYNIE, CO MÓWIŁA
BARDZO BRZYDKO
Wyszedłem, kiedy papierosy
wieczór mi zjadł
a nocny, co pod ręka,
o jeden rzut beretem,
mokrym to nawet dwa,
witrynę miał zamkniętą.
Wysokie buty. Po ulicy
szła.
A rude loki całą kryły
jej twarz.
Chodnikiem bioder cień
puszczała w tan
a nogi rozchylały płaszcz.
Stanąłem i przetarłem
oczy, wokoło mgła
więc tak, by jej nie
spłoszyć.
Spytałem i poczułem
nagle cierpnący kark.
Czy nocy się nie boi?
Wydęła wargi. Odsłoniła
wpół
niepełnoletni jeszcze
biust.
I wychrypiała wdzięcznie
kilka słów
z pomalowanych mocno
ust.
A mnie to wali,
jak chcesz, to w bramie
mogę dać.
Jak nie, to szybko się
oddalaj.
Dziś każdy radzi sobie
sam.
Pobiegła. Stałem niemy
w deszczu, co zaczął lać
i chyba ją zaskoczył.
Dziewczyna potem w domu,
kiedy umyła twarz
z namalowanych ust i
oczu,
przez ojca przeskoczyła.
W sieni spał.
Spytała go czy forsę
kiedyś jej da.
Zatoczył się na łokciu.
Nie mógł wstać.
Więc zabełkotał tylko
tak:
A mnie to wali,
jak chcesz, to w bramie
możesz dać.
Jak nie, to szybko się
oddalaj.
Dziś każdy radzi sobie
sam.
|