Początek

Zamieszki artystyczne

Utwory

Wywiad

Sami o sobie

Galeria

Bzdety

Płyta

Kaseta

Zamów

Oprzytomniałem na zadupiu gliwickiej, betonowej sypialni. Skąd się tam wziąłem - trudno powiedzieć. Przystanek autobusowy i styczeń, gdzieś dziewiąta rano. Widać sobotnia impreza w "The Sunny Pub" trochę się przeciągnęła. Siedziałem sobie cichutko, marzłem i zastanawiałem się jak spędzić tak mile rozpoczęty dzień. Nagle nie wiadomo skąd, w głowie zaczęły mi się same układać słowa tego, co poniżej. Zerwałem się i biegiem ruszyłem do otwartej na szczęście, pobliskiej knajpy. Tam, wzorem Majakowskiego, nagryzmoliłem na serwetce pozostałe linijki. Przetrwały do dzisiaj, więc w oryginalnym brzmieniu sprzed lat je publikuję. "Chamżenie" zerżnąłem chyba od Nienackiego, ale nie pamiętam z jakiej książki. W sumie imprezy w "Sunnym" i kace tak właśnie wyglądały...

Szanowna Pani,
po czterdziestu piwach,
w niedzielę rano
na osiedlu Kopernika,
na ogół miewa się kaca.
Trudno więc ustrzec się kiczu,
jakkolwiek było wczoraj byczo.
Pamiętam Panią
jak perłę,
wśród kaszlnięć, kichnięć i pierdnięć
i gościa, co w parkiet walił łbem -
- to efekt jej pracy nad tłem.
A chamżenie kojarzy Pani z miłością?
Ja, nie.
Jakbogakochamżenie.
Więc, jeśli także ma Pani kaca,
tego wiersza proszę mi nie wybaczać.


Gliwice, styczeń 1993
J. Mercik